Czy warto inwestować na polskiej giełdzie?
/0 Komentarze/w Blog/Autor Anna BednarczykGiełda Papierów Wartościowych została założona w 1991 roku czyli w tym roku obchodzi trzydziestolecie.
Przez ten czas wiele się wydarzyło. Dużo spółek zadebiutowało ale też całkiem sporo się z niej wycofało. Dzisiaj jest 429 spółek z czego 382 krajowych i 47 zagranicznych o łącznej kapitalizacji 1 233 065,37 mln zł . Oprócz akcji na giełdzie są notowane obligacje i derywaty. Razem ponad 1100 instrumentów.
Warszawska giełda jest największą tego typu instytucją w Europie Środkowej. We wrześniu 2018 roku została zakwalifikowana do rynków rozwiniętych (Developed Markets). GPW była pierwszą giełdą z regionu Europy Środkowo-Wschodniej zakwalifikowaną do tego grona.
Niestety od 2017 roku ilość spółek na naszej giełdzie systematycznie spada. Liczba debiutów spadła o połowę.
Mała kapitalizacja
Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie w skali globalnej nie odgrywa znaczącej roli. Łączna kapitalizacja światowych giełd jest na tyle duża, że GPW to zaledwie dzienne wahnięcie ich wyceny. Nie zmienia to jednak faktu, że na tle ościennych państw europejskich nasz rodzimy rynek spisuje się całkiem nieźle. W końcu na 429 spółek notowanych w tym momencie na warszawskim parkiecie, aż 47 z nich to spółki zagraniczne.
Kapitalizacja GPW musiałaby zwiększyć się 138-krotnie, aby dorównała NYSE. Na taką sytuację jednak póki co nie zanosi się.
Im mniejsza kapitalizacja spółek tym mniejsza płynność a tym samym mniejsza możliwość sprzedaży akcji w danym momencie po danym kursie notowań.
Co to oznacza dla przeciętnego inwestora? Im mniejsza kapitalizacja naszego rynku tym łatwiej przejąć na nim większy udział inwestorom zagranicznym i tak naprawdę kontrolować nasze indeksy. Zaangażowanie inwestorów zagranicznych na GPW jest z roku na rok coraz większe i obecnie generują oni ponad 50% obrotów rynku głównego.
Mało instrumentów finansowych
“Pasywna rewolucja” na GPW postępuje w tempie wolniejszym, niż życzyłoby sobie tego wielu inwestorów. Główny dostawca nowych ETF-ów na polskim rynku pracuje nad kolejnymi funduszami, a sama giełda chce przyciągnąć kolejne podmioty.
Polska giełda oferuje tylko 9 ETF’ów, czyli pasywnie zarządzanych funduszy inwestycyjnych.
Pierwszy ETF, który wszedł na GPW w 2010 roku wycofał się z polskiej giełdy w kwietniu tego roku.
Dla porównania na NYSE mamy dostęp do ponad 2000 pasywnie zarządzanych funduszy, dających ekspozycję na niemalże każdą klasę aktywów i praktycznie wszystkie liczące się rynki. Czemu to takie ważne?
Z dwóch powodów:
- Różnorodność ETFów pozwala nam wyszukiwać najtańsze rynki bądź sektory i tam przekierowywać swój kapitał.
- ETF’y są tanie w utrzymaniu. Zazwyczaj roczny koszt zarządzania nie przekracza 0,60%, a fundusze na główne indeksy są tak tanie, że ich koszt można pominąć. Utrzymanie najpopularniejszego chyba ETF’u na indeks S&P 500 czyli SPY kosztuje zaledwie 0,09 % rocznie.
Dla porównania w Polsce aktywnie zarządzane fundusze każą sobie płacić po 3% i więcej (w zależności od rodzaju) bez względu na osiągane wyniki.
Słabe wyniki
Niestety na wyniki naszej giełdy w dużym stopniu mają wpływ decyzje polityczne. Spadek obrotów od 2013-2016 przełamaliśmy dopiero w 2017 i to głównie dzięki zaangażowaniu inwestorów zagranicznych. Pomimo trwającej na rynkach globalnych hossy nie udało nam się poprawić wyniku z 2011.
Na wykresie niebieski kolor to WIG20, zielony to niemiecki DAX oraz żółty to amerykański indeks 500 największych spółek S&P500.
Przez dekadę wynik naszego indeksu to ponad 17% na minusie gdy tymczasem niemiecki indeks osiągnął ponad 120% na plusie i dwa razy tyle amerykański indeks.
Wielu inwestorów wini za słabe wyniki giełdy decyzje polityczne kolejno następujących po sobie rządów.
Wymienia się m.in.:
– ograniczenie roli OFE i przekazanie ich środków do ZUS, co spowodowało odpływ kapitału od kilkunastu milionów osób,
– próby zaangażowania spółek energetycznych do ratowania polskich kopalń,
– podatek od kopalin w momencie hossy na miedzi (co uderzyło w KGHM),
– podatek od instytucji finansowych, co pociągnęło w dół notowania banków,
– upolitycznienie zarządów spółek i zatrudnianie osób z zerowymi kompetencjami,
– znoszenie dywidend i wypłacanie zysków ze spółek z pominięciem inwestora mniejszościowego (znowu przykład KGHM).
Gdzie zatem inwestować?
Na szczęście mamy dostęp do giełd światowych. Wprawdzie u polskich brokerów ten dostęp jest jeszcze ograniczony a jeżeli już możemy kupić akcje na giełdach światowych to prowizje są kosmicznie wysokie.
Są jednak brokerzy zagraniczni którzy weszli do Polski i oferują swoje usługi.
Dla przeciętnego inwestora polskiego polecam Degiro, które ma szeroki wachlarz instrumentów finansowych na większości giełd na świecie i niskie opłaty.
Na podstawie analizy fundamentalnej można wybrać interesujące spółki z giełd światowych albo inwestować w całe indeksy za pomocą ETF-ów.